Podziemne lochy zawsze pobudzały ciekawość i wyobraźnię, a wokół nich często krążyły tajemnicze opowieści. W rzeczywistości były drążone w celach bardzo praktycznych. W czasach, kiedy nie było lodówek i elektryczności, pełniły po prostu ich funkcję. Dodatkowo podczas wojen i najazdów stanowiły dla ludności bezpieczne kryjówki.
Dziś opatowskie i sandomierskie lochy, częściowo odrestaurowane i zabezpieczone, robią ogromne wrażenie na turystach.
Opatowscy kupcy zbudowali sobie „lodówki”
Kilkanaście metrów pod opatowskim rynkiem znajdują się wydrążone w lessowej skale lochy. Jedna z największych obecnie atrakcji turystycznych miasta powstała w XVI wieku, w czasach, kiedy Opatów, jako ośrodek kupiecki, przeżywał swój rozkwit – krzyżowały się tutaj najważniejsze szlaki kupieckie, łączące południową Polskę z północą, wschodem i zachodem. Piwnice doskonale pełniły rolę „lodówek” służących do przechowywania żywności – panuje tam również dziś stała temperatura 6-12 stopni Celsjusza.
Zachowało się prawie 50 komór o łukowych sklepieniach, w większości wewnątrz obmurowanych. Znajdują się one na różnych poziomach i są połączone schodami. Lochy mają długość 402 metry, a udostępniona do zwiedzania Podziemna Trasa Turystyczna liczy 335 metrów.
Przez wiele lat opatowskie lochy stały zapomniane. Przypomniały o sobie dopiero w II połowie XX wieku, kiedy budynki przy rynku zaczęły pękać. Wówczas zespół naukowców z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie podjął prace zabezpieczające. Odgruzowano komory i korytarze, wzmocniono ich obudowę. W połowie lat 80. trasę udostępniono dla ruchu turystycznego.
W sandomierskich lochach zginęli Tatarzy
To również wydrążone w skałach dawne piwnice i składy kupieckie. Według niektórych opowieści tajemnicze podziemne korytarze przebiegały pod całym miastem, nawet pod dnem Wisły, a ich wyjścia miały znajdować się w okolicznych wioskach; jedna z tras miała prowadzić aż do Baranowa Sandomierskiego. Udostępniona dla ruchu turystycznego trasa znajduje się 12 metrów pod rynkiem i liczy 470 metrów długości. Na jej zwiedzenie trzeba zarezerwować 45 minut.
Najbardziej znaną legendą związaną z sandomierskimi lochami jest opowieść o Halinie Krempiance, bohaterskiej córce kasztelana sandomierskiego, która zginęła w lochach, ratując miasto przed najazdem Tatarów w 1260 roku. Dziewczyna podstępem wprowadziła oddziały wroga do lochów, a mieszkańcy zasypali wejście, odcinając drogę powrotu.
Sandomierskie lochy, podobnie jak opatowskie, również dały się współcześnie we znaki władzom miasta, powodując w latach 60. XX wieku niebezpieczne dla zabudowy zapadliska i pękanie budynków. Program ratowania starówki, podobnie jak w Opatowie, opracowali i zrealizowali naukowcy z krakowskiej AGH. Część wyrobisk stanowiących największe zagrożenie zlikwidowano. Trasę podziemną przygotowaną do zwiedzania udostępniono w 1977 roku.