Są nowe fakty w sprawie weterynarza, który uśpił zdrowego psa. Jak informowaliśmy, do zdarzenia doszło w podkieleckiej gminie Zagnańsk. Lekarz miał pomylić adresy, a właściciele zwierzęcia byli przekonani, że przeszedł do nich, by… zaszczepić psa.
Sprawą zajęła się już Policja, a truchło psa zostało zabezpieczone do badań. Policjanci przesłuchali już weterynarza, ale mężczyzna na razie nie usłyszał żadnych zarzutów. Śledczy tłumaczą, że rodzaj zarzutów zależy od opinii biegłego oraz wyników badań.
Okazuje się, że weterynarz, który zabił psa, miał już wcześniej problemy z przestrzeganiem procedur. Tak wynika z informacji ujawnionych przez TVP.
Jak ustaliła reporterka kieleckiego oddziału Telewizji Polskiej, weterynarz od ponad roku nie miał zezwolenia na obrót środkami psychotropowymi i odurzającymi, czyli takimi które używane są podczas eutanazji zwierząt.
Okazuje się też, że nieprawidłowości związane z obrotem lekami przez weterynarza nadzór farmaceutyczny wykrył już osiem lat temu! Wychodzi na to, że mało kto się tym przejął, bo mężczyzna nadal zajmował się leczeniem zwierząt.
– Były to dość poważne nieprawidłowości. Prosiliśmy o informacje zwrotna, ale ani z policji, ani z izby nie dostaliśmy żadnych informacji – mówiła w TVP Ewa Drożdżał, Wojewódzki Inspektor Farmaceutyczny.
Z informacji przekazywanych przez Telewizję Polską wynika, że weterynarzowi za działanie niezgodne ze sztuką grozi odebranie praw do wykonywania zawodu. Z kolei za zabicie psa kodeks karny przewiduje do dwóch lat więzienia.
Jak doszło do zabicia zdrowego psa?
Okoliczności sprawy jako pierwszy opisał facebookowy profil „Scyzoryk się otwiera”:
Stefan miał zaledwie 5 lat. Był wspaniałym, potężnym psem w typie owczarka niemieckiego. Ważył aż 70 kg i oczywiście nie był rasowy, ale miał spokojny charakter, nie był agresywny, uwielbiał swoją rodzinę, a rodzina jego.
Tragedia rozegrała się w Janaszowie koło Zagnańska (świętokrzyskie). Na podwórko rodziny Skwarków wszedł, znany im, weterynarz, posiadający gabinet w sąsiednim Samsonowie. Od razu trzymał strzykawkę w ręku. Zapytał gdzie jest ich pies.
Dlaczego to nie zdziwiło Skwarków? Bo ten sam weterynarz od 15 lat przyjeżdżał do nich do domu szczepić ich psy. Wchodził ze strzykawką, szczepił i wychodził.
Piesek został przywołany. Weterynarz bez słowa wbił igłę w kark Stefana. Pies zaskowyczał i uciekł w stronę swojego kojca.
– Stefan do kojca wchodził tylko gdy sam chciał, a działo się to zawsze kiedy wiedział, że coś przeskrobał – opowiada Katarzyna Skwarek – dlatego nas to zaniepokoiło i zaczęliśmy go przywoływać. Nie reagował. Wtedy poprosiliśmy weterynarza o wpisanie szczepienia do książeczki zdrowia psa. Odpowiedział, że to nie jest konieczne.
– To ja mówię do niego, żeby dokonał wpisu – dodaje Michał Skwarek – na wszelki wypadek, gdyby na przykład kogoś kiedyś Stefan ugryzł. Odpowiedź lekarza mnie zmroziła.
„On już nikogo nie ugryzie, przecież go uśpiłem” – rzekł weterynarz
– dosłownie zamarłem w tym momencie, mówi Pan Michał – pobiegliśmy do Stefana, a on już miał drgawki, posikał się i umarł.
Zacząłem krzyczeć do doktora „cos ty człowieku zrobił”? Ale on już zbierał się do wyjścia, zapytał wtedy – a to nie jest numer XX?
Rzucił książeczkę zdrowia, 100 zł, które od nas dostał za „szczepienie”, a na odchodne powiedział: możecie sobie kupić nowego psa.
I tak w ciągu kilku minut nasz zdrowy, silny, młody Stefan, został zabity przez weterynarza, który pomylił adres.
Weterynarz pomylił adres – mogło się zdarzyć. Ale nie zażądał podpisania zgody na eutanazję, nie zbadał psa – a nie wolno usypiać zdrowych zwierząt, dał tylko jedną dawkę, czyli zabił psa w męczarniach. Po pewnym czasie zadzwonił do państwa Skwarków z propozycją „dogadania się”.
– relacjonowała strona „Scyzoryk się otwiera”.